Magdalena Langiewicz

Kwestionariusz

Magdalena Langiewicz

2. Z jakiej miejscowości w Polsce Pani pochodzi?
Z Warszawy.

3. W którym roku Pani przyjechała do Wielkiej Brytanii?
W 2004.

4. Czy jest to pobyt ciągły, jeśli z przerwami, proszę podać daty
Jestem tu nieprzerwanie od 2004 roku. Odwiedzam co jakiś czas rodzinę w Polsce lub wyjeżdżam na wakacje.

5. Czy zamierza Pani osiąść w Wielkiej Brytanii na stałe?
Nie wiem, ale niewykluczone.

6. Czy rodzina Pani (mąż/żona/dzieci) są pochodzenia polskiego?
Mam dwoje dzieci. Jedno urodzone 23 lata temu w Polsce, drugie urodzone 2,5 roku temu w Wielkiej Brytanii. Tata drugiego jest Anglikiem. 

7. Czy grono Pani przyjaciół to Polacy i Polki? Jeśli inna narodowość, proszę podać, jaka.
Dobrzy przyjaciele, to ci z Polski. Nowi znajomi to grono międzynarodowe: Anglik, Słowaczka, Polka, Portugalczyk.

8. W którym roku nastąpił Pani debiut?
Podczas pobytu w Anglii napisałam szereg felietonów dotyczących emigracyjnego życia do ogólnoangielskiej gazety polonijnej. Był to „Kurier” i jednorazowo „Wizjer”. Rozpoczęliśmy współpracę na początku 2009 roku. Po dwóch latach zostałam redaktorką naczelną „Kuriera”. O ile felietony tworzyłam z potrzeby pisania, zarobkowo zajmowałam sie tworzeniem anonsów i tekstów reklamowych dla szkół językowych, gabinetów kosmetycznych, szkoły tańca. Tekst „69 stron życia” pisałam „pobocznie”. Nie był nigdzie publikowany (oprócz kilku fragmentów w „Kurierze”).

9. Czy pisała Pani w kraju? Publikowała? Jeśli tak, prosimy podać, w jakim magazynie/książce oraz daty. 
Zapisywałam, notowałam, dokumentowałam, od kiedy pamiętam. „69 stron życia” to tekst biorący początek kilka lat przed moją emigracją. Mam nadzieję, że udało mi się w nim zawrzeć zarówno przyczyny, jak i skutki mojej decyzji o wyjeździe.
W Polsce w 2002 roku został opublikowany mój tekst akademicki w magazynie pt. „Ateneum kapłańskie”, w tomie dotyczącym ekologii. Mój tekst dotyczył ekofilozofii.

10. Uprzejmie prosimy o podanie tytułów wydanych tomików/opowiadań/powieści/innych utworów razem z rokiem i miejscem wydania.
W „Kurierze” publikowałam felietony, reportaże oraz fragmenty pamiętnika pt. „69 stron życia”.

11. Czy uczestniczy Pani w życiu kulturalnym Polonii za granicą? Jeśli tak, proszę napisać, na czym ten udział polega? Jakie to są inicjatywy?
Hmm... To niełatwe pytanie. Pierwsze lata pobytu w Northampton (mieście, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam) wprost porażały ubóstwem życia kulturalnego. Przez 34 lata życia w Polsce przywykłam do wychodzenia do teatru, kina czy na festiwale muzyczne. Cudownie wspominam polegiwanie na trawie ze znajomymi i dzieckiem w trakcie Festiwali Chopinowskich w Łazienkach... i tego mi w Northampton brakowało.
Tym bardziej, że moja ostatnia praca w Polsce polegała na organizowaniu koncertów, przedstawień i innego rodzaju imprez w dużym, warszawskim klubie. To była duża i absorbująca część mojego życia.
Po przyjeździe do Anglii zastałam sporą grupę Polaków zorientowaną na zarabianie pieniędzy i picie alkoholu. Na chwilę przyłączyłam się do tej grupy. Przestałam pisać. Przestałam malować. Jak wszyscy, musiałam ciężko pracować i walczyć o przetrwanie. To była duchowa zapaść. Po jakimś czasie i wielu zawiłościach losu sytuacja zaczęła się lekko klarować. Poznałam nowych, interesujących ludzi. Między innymi moją słowacką, emigracyjną przyjaciółkę i Anglika, z którym do dziś dzielę życie. Zaczęłam odwiedzać teatr, ale angielski. Czy to tak naprawdę wielka różnica? „Stomp” czy „Jezioro łabędzie” są uniwersalne w odbiorze. Nawet nowatorskie, lecz angielskie przedstawienie „Frankenstein” jest w pełni zrozumiałe nawet dla kogoś, kto nie posługuje się literackim angielskim.
Będąc redaktorką naczelną w magazynie „Kurier” starałam się promować wszelkie polskie wydarzenia kulturalne lub te z udziałem Polaków. Na przykład DZIEŃ POLSKI – organizowany przez urząd miasta. Wzięła w nim udział polsko-angielska grupa aktorów-amatorów, zagrali „Romea i Julię, w reżyserii Anglika i wygrali w konkursie Królewskiego Teatru Szekspirowskiego! To był bardzo wzruszający WIECZÓR POLSKI, z nagraniem koncertu PINK FLOYD ze Stoczni Gdańskiej, na który zostałam zaproszona jako przedstawicielka kultury polskiej – oto niektóre  z nich.
Po przeprowadzce z Northampton (miasta pełnego fabryk, magazynów i ludzi wszystkich ras tam zatrudnionych) do Plymouth – portu, miasta raczej studencko-turystycznego, nie spostrzegłam ani jednego przejawu polskiego życia kulturalnego. Mamy swoje książki w bibliotekach (to wspaniałe!) i to chyba wszystko. Być może dlatego, że społeczność polska nie jest tu tak liczna? Być może dlatego, że ten region (Devon) jest bardzo angielski?                                                                                                       

12. Czy kultywuje Pani polskie tradycje. Jeśli tak, proszę podać jakie? Czy obchodzi Pani polskie święta w gronie Polaków i Polek czy w międzynarodowym?
Zawsze po trosze czuję się jak ambasador naszego kraju. Bardziej niż w Polsce odczuwam, jak zachowania jednostek wpływają na generalną opinię o całej grupie.
Nie jestem i nigdy nie byłam tradycjonalistką. Chyba dlatego stworzyliśmy polsko-angielską rodzinę. Ojciec mojego dziecka, Anglik, również jest umiarkowanie przywiązany do tradycji. Zrezygnowaliśmy z części tradycji narodowych na rzecz otwarcia na inne kultury. Ja nie upieram się przy wigilijnym karpiu, bo on nie lubi ryb.  On nie forsuje podawania świątecznych puddingów, bo dla mnie nie są rewelacją.
Wszystkie Święta są dla mnie wydarzeniami bardziej duchowymi, dlatego spędzam je wyłącznie w gronie osób ukochanych, najbliższych. Od 2 lat to David i Nina. A za rok – moja cała ukochana polska część świata! Bliscy mi ludzie pozmieniali miejsca pobytu. A to Meksyk, a to Australia, a to inne wybrzeże... Rozpierzchliśmy się. Ale uczucia są ciągle te same.

13. W jakich miejscowościach mieszkała Pani w UK?
5 lat spędziłam w Northampton. Na lotnisku Londyn-Luton pewnie w sumie około 3 tygodni (czas oczekiwania na loty do Polski choć nie tylko tam). Od 2 lat mieszkam w Plymouth. I teraz uważam to za spełnienie jednego z moich marzeń życiowych – mieszkam nad morzem!

14. Jakie prace wykonywała Pani na emigracji?
W trakcie mojego pobytu w Izraelu zszokował mnie do głębi fakt, że rosyjscy profesorowie zamiatają ulice. Dziś rozumiem więcej, choć niestety zdaję sobie sprawę, że nigdy nie zostanę profesorem...
Ostatnia moja praca w Polsce była dobra. Interesująca, satysfakcjonująca, dobrze opłacana. Na tyłach Teatru Wielkiego w Warszawie. W kilka dni po przylocie na Wyspę stałam się pokojówką w hotelu (20 minut na posprzątanie pokoju), potem pracownicą w magazynie czekoladek (lekkie pudełka) i piwa (ciężkie zgrzewki). Obsługiwałam maszynę czyszczącą w szpitalu (zabawne). Sprzątałam prywatne rezydencje majętnych Anglików. Pracowałam na wielu ciekawych stanowiskach w fabryce obrazów dla IKEA.UK. Potem bardzo długo dla Amazon.uk. Robiłam wiele rzeczy i wiele widziałam. Futurystyczne, kilkupiętrowe konstrukcje metalowe, na których pracują tysiące ludzi. Miliony książek i filmów na metalowych półkach. Pomyłki pracowników liczone w setnych sekundy. Niebywały system komputerowy. Perfekcyjne organizacyjnie mrowisko. Byłam (i jestem) pod wrażeniem. Potem zajęłam się pracą dla polskiej gazety na emigracji oraz tworzeniem tekstów reklamowych dla polskich firm. Od około miesiąca nie pracuję. Aha! W roku 2006 sprzedałam do londyńskiego, polskiego biura kilka moich obrazów.

15.  Proszę podać inne zajęcia, którym poświęca Pani czas, nie związane z pracą zarobkową?
Maluję.

16. Czy swoją emigrację określiłaby Pani jako ekonomiczną, ekonomiczno-kulturową, a może inaczej? Jak?
Nie umiem jednoznacznie określić przyczyny mojej emigracji. Nie przyjechałam tu za przysłowiowym chlebem. Czułam się raczej znużona powtarzalnością sytuacji w Polsce.  Sama wychowywałam dziecko, co samo w sobie nie jest ciężkie, ale na pewno bardziej obarcza psychikę (odpowiedzialność). Miałam dobre prace, ale ciągle „coś” się wydarzało. Jak cudowna, satysfakcjonująca praca – to niewystarczające pieniądze.  Jak pieniądze duże – to firma upada, i tak dalej… Priorytetem wtedy było dla mnie to, aby syn ukończył szkoły muzyczne i dostał się na uniwersytet muzyczny. Nie mogłam sobie pozwolić na dreptanie w miejscu! Taki był mój wybór. Potrzebowałam zmiany w życiu, byłam ciekawa Anglii, życia na emigracji, zniechęcona polską, trudną codziennością. 
A kultura angielska? Czy to jest emigracja kulturowa? Tak, jak najbardziej. Jestem z pokolenia słuchającego angielskiej muzyki, Sex Pistols, The Smith. Idea Królowej? Dla mnie to cudowna bajkowość. Londyn i jego styl – perfekcja. Mgły i historie kryminalne Agaty Christie? Klasyka. Wyspiarski, tęskny klimat – moje romantyczne marzenie. Mogłabym dodawać i dodawać. Bardzo lubię kulturę brytyjską. Niestety dziś wiem, że to tylko ta dobra część prawdy. Powodem mojej emigracji była także niemożność nauczenia się dobrze języka angielskiego w Polsce. Zaczynałam wiele razy. Ale dopiero tutaj się nauczyłam. Obie moje latorośle mówią po angielsku i po polsku. A mój wybranek wyłącznie po angielsku.  

17. Czy jest Pani zaangażowana w ruchy społeczne, akcje, inicjatywy obywatelskie? Jakie? Jeśli tak – dlaczego się Pani angażuje?
Nie. Nie jestem.

18.   Proszę dokończyć zdania:
1. Nie przyzwyczaję się w UK/Irlandii do… zimnego i krótkiego lata.
2. Chętnie przeniósłbym/niosłabym z UK/Irlandii do Polski… zachowanie dystansu w kolejkach.
3. Brakuje mi w UK, a jest w Polsce… poczucia humoru mojej rodziny przy okazji rodzinnych spotkań. Jest lepsze od Monthy Pythona.