Magdalena Langiewicz

Wywiad

Magdalena Langiewicz

1. Proszę napisać, jaki jest związek między Pani twórczością, a autobiografią?
Życie pisze najlepsze scenariusze – jak to ktoś powiedział. Zgadzam się. Moja twórczość jest bardzo autobiograficzna. Nie umiem inaczej patrzeć na świat jak przez pryzmat samej siebie. Proces tworzenia jest moją odpowiedzią na rzeczywistość, ale także jej przetwarzaniem. Oprócz zajmowanie się literaturą i dziennikarstwem także maluję. Dla mnie pisarstwo i malarstwo uzupełniają się w formie.

2. Czy otwartość kultury brytyjskiej/irlandzkiej jest inspirująca?
Jak najbardziej, ta otwartość kultury brytyjskiej, wielokulturowość, tolerancja na odmienność, różnorodność są bardzo inspirujące. Każda odmienność inspiruje, jeśli człowiek jest otwarty. Brakuje mi jednak czasem w tej wielości wszystkiego odrobiny uczuć wyższych.

3. Czy odczuwa Pani silniejszy związek z krajem zamieszkiwanym na emigracji czy Polską? Proszę napisać, dlaczego?
Ponieważ 5 lat temu związałam się na zawsze z Anglikiem (mamy 2,5 roczną córeczkę), nie mogę powiedzieć (z wewnętrznego poczucia lojalności), że bardziej kocham Polskę.  Przed urodzeniem Niny – tak. W Polsce żyje moje starsze dziecko.
Czasem wydaje mi się, że mam dwie ojczyzny (choć mój ojciec jest w 100 procentach  Polakiem). Czasem jednak czuję się jak bezdomny, zagubiony elektron...
Zawsze bliższa mi będzie polska historia, muzyka, tradycja, kultura. Tam mam korzenie. Zawsze zapach świeżego chleba to będzie wspomnienie z Polski. Zawsze „Mazurek Dąbrowskiego” będzie moim jedynym hymnem. Zawsze będę mieć łzy w oczach, słuchając „Snu o Warszawie” Niemena. Polskość to dla mnie babie lato, dzieciństwo, rodzina, tęsknota...

4. Czy estetyka przestrzeni publicznej i krajobrazu w kraju zamieszkiwanym na emigracji wpływa na twórczość? Jeśli tak, w jakim zakresie?
Lubię angielskie miasta, ale wioski także mi się tutaj podobają. Ponadto uwielbiam morze i bardzo się cieszę, że w Anglii jest ono zawsze blisko. Bardzo lubię też nowoczesną architekturę, której tutaj jest sporo. Chociaż zabytkowe budynki: kościoły, kamienice, też są urokliwe. Jest tu po prostu ładnie, chociaż nie wszędzie.
Estetyka przestrzeni publicznej i krajobrazu wpływa przede wszystkim na nastrój twórcy. Przyjechałam na Wyspę w poszukiwaniu majestatycznej estetyki klifów czy szkockich wzgórz, tak malowniczo przedstawionych choćby w filmie „Braveheart”. Londyn i jego czerwoniutkie, piętrowe autobusy odcinające się jak maki polne na tle nawet szarych domów – to wspaniały obraz!  Tylko, że to wszystko w strugach deszczu, bez szans na słońce przez 3 miesiące, traci czar z minuty na minutę.  Jeśli dodamy do tego ulice z ciągnącymi sie setki metrów rzędami domów, a przed każdym stos czarnych worów wypełnionych śmieciami... Cóż. Na mnie zadziałało to depresyjnie. Chyba działa tak na wszystkich, Anglików też. Szczęśliwi mogący to opisać! Mniejszy ciężar do udźwignięcia.
Zdarzają się w Anglii krajobrazy surrealistyczne, poetyckie wręcz. Na przykład taki: stacja kolejowa. Wysiadam z pociągu. Mały peron bez wiaty. Drewniana tabliczka „DAWLISH”. Barierka. Dalej MORSKI BEZKRES. Surrealna cudowność! 

5. Proszę podać dwa inspirujące miejsca, z którymi czuje się Pan/i związana/y w zamieszkiwanym kraju. Poprosimy też o przysłanie ich zdjęć i napisanie, czemu są szczególne. Być może zainspirowały lub pojawiają się w jakimś utworze? Jako badaczy i badaczki interesuje nas związek pisarza/pisarki z miejscem.
DAWLISH – jak wyżej, czysty surrealizm! Wspaniałe w deszczu i w słońcu. Miejsce do czerpania weny.
PLYMOUTH/MARINA – moje spełnienie marzenia o życiu nad morzem i symbol – to stąd wypłynął pierwszy statek z Anglikami, którzy teraz są Amerykanami... Mayflower i Pielgrzymi.
LOTNISKO HEATHROW – ludzka wieża Babel, setki odlotów i przylotów, a w tym ja i mój ukochany syn; to bardzo osobiste dla mnie miejsce.
DEVONPORT/STOKE – dzielnica Plymouth; jak z powieści Bukowskiego; angielski Bronx; mieszkałam tam przez wielką pomyłkę 2 lata, właśnie udało mi się uciec. Na pewno to opiszę.