Grzegorz Spis

Wiersze

Wimbledon, lato

…tramwaj na Croydon…
 
kolorowi ludzie
stoją na przystanku
chodnik
jak ślepe lustro
nie odbija ich barw ochronnych
czasami
kałuże deszczu
powstają w ich obronie
zachowując na krótko
ich tożsamość
zmąconą szybko
stopą obojętnego przechodnia

w tobołach przywieźli
piętno pstrokatej klątwy
osobiste getto
ich białe zęby
jak klify Anglii
wyrastają masowo
z brzegu hamburgera
podmywane gorącą falą
czarnej kawy

na zesłaniu z własnej woli
w starych opakowaniach
boją się
wściekłych jupiterów reklam
bezradni w nudnej szarości
zakotwiczeni w starości
nie odpłyną daleko
różowym tramwajem nadziei
do krętej doliny szafranowego krokusa
gdzie prawdziwy kolor
zdeptany przez tysiące innych
kolorowych stóp
przenikał ostry
gryzący zapach miodu
oszukańcza dolina
zdradziła ich
już dawno
trójdzielne
ciemno-pomarańczowe
znamię szafranu
cicho poddało się
w okolicach kamienia bożego
przygniecione przez świętą trójcę
arkę nowego przymierza
naszych czasów
żelazo
beton
i szkło

 

Katowice, lato ‘99, sobota, godz. 19.26.

...siedząc przy stoliku na wolnym powietrzu pod parasolem, na przeciwko żabki, w restauracji Bodega, na Stawowej, piłem piwo i...

dwóch
wlepionych
w brud muru
ćpunów
unosiło w dłoniach
białe płomienie lodów
jak tryumfalne znicze
w kruchych kubkach czasu
z wafli
ich ciała z wafli
wchłaniają chłodny żar
ogień wycieka szybko
pali dłonie
wypala myśli
w wafli
jak krótkometrażowe tatuaże
zanim przestanie płonąć
razem z nimi
i pozostawi lepki ślad
na murku
który łapczywie
zliże deszcz

 

wyproszony z kokonu

dzień skłócony ze świtem
zakrapla oczy szarym światłem

wyproszony z kokonu
nie wierzę własnym skrzydłom
których kolor wtarł się do krwi
w szorstką skórę drzewa

zostało mi jeszcze trochę siebie
trochę ciepła w dłoni czasu
która się zamknie
kiedy
nie wiem

wyproszony z kokonu
wiem
niełatwo ptakom
malować wolność błękitu
o wschodzie słońca

niech mi się tylko jeszcze przyśni
milczenie gwiazd
spokój liści
płynący w żyłach wolno
jak ciepły wiatr

                                                                                    dla mojej matki Anieli

 

kwartet jazzowy czterech pór roku

szkoda że nie wiem
o czym myślałaś
zanim drzewo twego życia
spłonęło
zanim ostatnie liście twoich myśli
migotając lekko w powietrzu
opadły na ziemię
jeden po drugim
czy widziałaś mnie
w twoich myślach
może widziałaś mnie
z bogiem
w którego nie wierzę
razem z tymi których zawsze kochałaś
wiele liści spadło
głęboko we mnie
niektóre z nich
tworzyły mój rozproszony obraz
jak w potłuczonym lustrze
gdzie odbijały się chwile twojego życia
naszego życia
nigdy nie pozwoliłem ci ich poukładać
mogłaś tylko złapać spadające kawałki mnie
ta straszna walka
o nadzieję
ostatnim razem nie widziałaś nas
tylko ja sam
odwróciłem głowę
aby spojrzeć na ciebie raz jeszcze
ciągle pamiętam
ten blady duszny pokój
łzy na twarzy
zwróconej do okna
wydawało się że jako ostatni
opuszczamy jakieś starożytne miasto
opustoszałe i ciche
oddychające resztką zachodu słońca
ciągle jeszcze pełne
wczorajszych odgłosów
mieszających i odbijających się wokół echem
na ulicach
pustych teraz

 

Monik’juana

                                                                                   dla mojej żony, Moniki

nad ranem
jesteś jak zachód słońca
ubierasz się pospiesznie
gubisz w cieniu światło ciała
zostawiając za sobą
purpurową smugę pragnienia
na resztę popołudnia
które jak kulawy cygan
będzie żebrało w mojej głowie
o przetrwanie
i znowu
będę cię kradł
jak chińskie pomarańcze
rozbierał po kawałku
pachnącą skórkę
twoich piersi
i wszechobecny zapach
twego ciała
do kolejnego zachodu
słońca

 

na rauszu

poranne słońce
odgryzło
kawał komunistycznego bloku
z betonowej dziury
wyjrzały zdziwione głowy
katolików
zahukanych i biednych
jak myśl kościelna
przy ołtarzu
przerażona
ogromem blichtru
zupełnie spokojnie
przeszedłem przez autostradę
w niewiarę mgły
była silniejsza
niż zdziwienie mieszkańców

 

Szary kot...

szary kot mroku kradnie kształty naszych ciał
zapalam twarz nad ciszą gwiazd
zaklinam w dłonie ciepło barw

smutny żebrak co gra światłem gwiazd
ostry księżyc rozcina twą pierś

wrastam w ciebie jak w niebo ptak
ty rośniesz we mnie
jak ciszy dźwięk

do ciepłych ust jak ptaka krew
do twej nagości streszczasz mnie

dwie krople warg gaszą skwar
mógłbym cię wypić całą do dna

nagi miecz świtu odciął noc
spadła na nas kropla dnia

jak ludzki krzyk oszalał blask
gorące słońce wybucha w nas

 

A piece of Gill’s Mind

                                                                      October, 26th, evening, for Gillian,

so, you can touch the reality
with the kaleidoscope of your mind
twisted in colours
you’ve never been blind
jarred against rough fireworks
oblivious to one and only sparkle
you can ignite
reality touch
it’s never enough
for your eyes
and your soul
in a theatre of shock
seeing them
over their life’s bowl
you are just like
a red hot chilli pepper
for a raw carnivorous
night hunting owl