Wąsowicz, Jacek

Recenzja

wasowicz-100-kijow 

„Sto kijów”- recenzja 

http://in-bed-with-books.blogspot.co.uk/2013/12/jacek-wasowicz-100-kijow-w-mrowisko.html

 

Jacek Wąsowicz, 100 kijów w mrowisko

Autor, Jacek Wąsowicz,  w 2011 roku zaczął prowadzić kolumnę pt. "Kij w mrowisko" w polonijnym tygodniku wydawanym na Wyspach Brytyjskich. Początkowo zamierzał te "kije" wtykać jedynie w mrowisko brytyjskie (wszak tyle u nich rozmaitych nieścisłości!), ale okazało się, że na tym tle mrowisko polskie wcale nie wygląda lepiej. Po zestawieniu różnych rozwiązań polskich z brytyjskimi okazywało się najczęściej, że dane rozwiązania wydają się słuszne tylko dlatego, że są uwarunkowane pochodzeniem (np.polskim):

 

(...) jako naród, dla własnego dobra, warto czasami przejrzeć się w lustrze zachowań innego narodu.* (s.6)

 

"100 kijów..." stanowi zbiór rozmaitych krótkich form literackich, traktujących o polskiej mentalności, zwyczajach, tradycjach. Nie brakuje tam komentarzy dotyczących polskiej kuchni, mass-mediów, religii czy polityki. Do wszystkich tych wniosków autor doszedł w oddaleniu od Ojczyzny.

 

Jacek Wąsowicz porusza szeroką gamę tematów: od religii, poprzez politykę i obyczajowość, aż po kwestie mentalności i tradycji. Na początek poszedł stosunek Polaków do kobiet, które to ponoć mają "klawe" życie, ale kiedy nadchodzi ICH święto, to ONE najczęściej stoją przy garach, a nie ich ukochani mężczyźni. Dalej Wąsowicz udowadnia, że u nas (w Polszcze), aby być sławnym - trzeba ni mniej, ni więcej - tylko umrzeć! Następnie wyśmiany zostaje nasz sport narodowy, uprawiany przez Polaków namiętnie - narzekanie oraz przypływ religijności, gdy przychodzi Polakom przygotować swe pociechy do I Komunii Św.. Kolejnym tematem jest drogowa ekwilibrystyka:

 

Nie znam rodaka, któremu zdarzyło się być użytkownikiem brytyjskich dróg i który nie potwierdziłby, że różnica między brytyjską, a polską kulturą jazdy to jak różnica między kulturą a kulturystyką. Wszyscy przecież dobrze wiemy, że jazda na Wyspach to mordęga, zaś w Polsce to prawdziwe słowiański (a nawet ułański) luz. (s.21)

 

Nie oszczędza autor także rodzimej polityki, która - zdaje się - często idzie po trupach do celu. Wyśmiewa techniki stosowane przez działaczy politycznych i zastanawia się, po co obywatele-tułacze (żyjący na obczyźnie) tak bardzo angażują się w wybory, skoro nie mieszkają w swojej ojczyźnie (ma w tym przypadku sporo racji). Jeden z króciutkich rozdzialików traktuje o tradycji - musimy uważać, by tego, co "tradycyjne" nie powielać bezmyślnie. Nie ucieka Jacek Wąsowicz od trudnych tematów dotyczących kościoła i religii. Obawia się przykładowo, by nowy papież Franciszek nie skończył jako "jedynie idol tłumów". W rozważaniach przewija się również społeczny temat dotyczący tzw. "zimnego chowu" (wiecie, o czym mówię - należy spacerować z dzieckiem w wózeczku mimo trzaskających mrozów; notabene ja tak byłam wychowywana, a i tak jestem zmarzluchem z tendencją do przeziębień... i komu tu wierzyć?).

 

W nostalgiczne nuty uderza Wąsowicz w rozdziale "Życie w emigracyjnym rozkroku", w którym to ubolewa nad losem obywateli dwóch krajów i jednej ojczyzny, żyjących w rozdwojeniu jaźni. I znów powracamy do tematyki religijnej - znajdujemy dywagacje na temat świąt - które są ważniejsze: Wielkanoc czy Boże Narodzenie?

 

Chrześcijaństwo upiera się jednak, że to Wielkanoc jest jego fundamentem. I tak na zdrowy rozum: narodzić się, to każdy głupi umie, ale weź tu - bracie - umrzyj, a potem zmartwychwstań! (s.50)

 

W wielu esejach obrywa się Polakom, oj obrywa, weźmy np. te cytaty:

 

Żałobę noszę wreszcie po narodzie, który umie się cudowie jednoczyć - pod warunkiem, że powodem zjednoczenia będzie albo wspólny wróg, albo jakaś spektakularna śmierć. Tylko weź go zjednocz pod sztandarem wspólnego celu... (s.52)

 

Krajobraz Polski po obchodach Święta Niepodległości: demonstranci wylizują rany cięte, kłute bądź szarpane, politycy zliczają ile zarobili (lub stracili) na okołoświątecznych przepychankach, ksiądz-patriota ceruje darte z ambony szaty, a zwykły obywatel zastanawia się ile w tym wszystkim prawdziwego patriotyzmu, a ile pseudopatriotycznej manii. (s.65)

 

Ze śmiechem i łzami w oczach czytałam rozdział "Do kochania, wystąp!", w którym to autor porównuje stan małżeński do stanu żołnierskiego:

 

Przyznajmy to, panowie (...) my strasznie lubimy zabawę w żołnierkę. (...) gdy w żeńskim batalionie upatrzymy sobie kandydatkę na sprzymierzeńca, z miejsca przystępujemy do gry zaczepnej: zaczynamy zazwyczaj od marszu krokiem defiladowym, w obowiązkowym mundurze galowym; często lubimy też zaimponować przynależnością do oddziałów zmotoryzowanych, najlepiej z dużą mocą silnika. Gdy nasza taktyka zaczyna chwytać, przechodzimy (..) do prezentacji broni. Tu czołgiści mają o tyle lepiej, bo prezentują lufę. Poźniej złożymy żołnierską przysięgę przed polowym kapelanem. (...) Z biegiem lat (...) nie strzelamy już tak często z ostrej amunicji...! (s.61-62)

 

Dosyć odważnie pisze J.Wąsowicz o Smoleńsku, jednak muszę przyznać mu wiele racji: za dużo odgrzewania tego tematu w mediach...

 

W genialny sposób opisane zostały w "100 kijach..." polskie nawyki żywieniowe wraz z ich hermetycznością i obawą przed próbowaniem nowych smaków. Zadziwiające, jak celnie autor trafia i odsłania nasze "bolączki". Najbardziej przeraził mnie rozdział o żywieniu w Wielkiej Brytanii, w której to dzieci uważają np. że ser rośnie na drzewach. Zadziwił mnie natomiast felieton dotyczący różnic między polskimi a brytyjskimi babciami (inaczej podchodzą do kwestii opieki nad wnuczętami). Zabawnie prezentuje pan Wąsowicz "instytucję" sąsiedztwa. Każdy wszak zna hasło: "co sąsiedzi powiedzą?". Otrzymujemy też wyjaśnienie, dlaczego w tak wielu brytyjskich domach nie zobaczymy firanek (co dla statystycznego Polaka graniczy z ekshibicjonizmem). Nie brakło również kontrowersyjnego tematu aborcji i antykoncepcji, które w naszym kraju wzbudzają ogromne emocje. Dostało się Polakom także za ich krętactwo i kombinatorstwo.

 

Z punktu widzenia moich zainteresowań oraz wykształcenia najbardziej ujął mnie (i rozbawił do łez) rozdział ""Ona tańczy dla mnie" - analiza utworu literackiego".

 

Ta książka jest po prostu świetna. Niewielu komentatorów życia publicznego (tu, w Polsce) zdobyłoby się na AŻ taką szczerość. Autor bezlitośnie wskazuje nasze polskie bolączki, robi to w sposób żartobliwy, ale za każdym razem trafia w sedno. Śmiałam się głośno z jego "wniosków", ale muszę przyznać - czasem był to śmiech przez łzy... Ten zbiór felietonów, esejów i opowiadań raczej nie łechce naszej narodowej próżności. Bardziej wytyka wady, ale jest to skomponowane w taki sposób, że nie sposób gniewać się na autora.

 

Cudnym uzupełnieniem są proste (ale jakże trafne w swej treści!) rysunki. Na minus - brak przecinków w potrzebnych miejscach i czasem nieco kulawy szyk. Poza tym metaforyczny język pana Wąsowicza jest ujmujący i inteligentnie zabawny.

 

Mimo malutkich uchybień w interpunkcji i składni zdań decyduję się wystawić notę najwyższą. Tak szczera książka zasługuje na docenienie.

 

Przepraszam, że dodałam tu aż tyle cytatów, ale myślę, że dobitnie oddają ducha tej książki i zachęcą Was do sięgnięcia po nią:)

 

Genialna! 

 

* Wszystkie cytaty pochodzą z: J. Wąsowicz, 100 kijów w mrowisko, Warszawa 2013; w nawiasach podaję numery stron.