Białecka, Małgorzata

Atrykuł

Królewskie Tunbridge Wells

Gdy ktoś zetknie się z Anglią po raz pierwszy właśnie tam stawiając swoje kroki, ma wrażenie, że śmieszne, hałaśliwe automobile wciąż jeżdżą po drogach, z eleganckich domów przy Pentiles zaraz wyjdzie dama w długiej sukni i w rękawiczkach, a cała zielona okolica to pastwiska dla krów i owiec.

Zaledwie 45 minut z Charing Cross pociągiem South Eastern Trains w kierunku Hastings jedzie się do (Royal) Tunbridge Wells w hrabstwie Kent – uroczego miasteczka, w którym od lat osiedla się zamożniejsza część londyńczyków zmęczonych metropolią. To miasto doskonałe na jednodniowy wypad lub weekendowy pobyt w B&B w słoneczne i wciąż letnie dni.

Wells znaczy źródła

Pierwsze wzmianki o tym miejscu pochodzą z 1606 roku, kiedy to jeden ze szlachciców przypadkiem natknął się tutaj na źródło wody bogatej w żelazo, które – jak myślano wtedy – było panaceum na wszystko. Sam wielmoża, olśniony rzekomym uzdrowieniem z chorób, rozsławił miejsce wśród elity w Londynie. W kilka lat później zbudowano wokół źródła pierwsze budynki, gdzie można było pić tę cudowną wodę wraz z kawą, na którą właśnie pojawiła się moda. Do dziś historyczne źródło znajduje się w starej, zabytkowej części miasteczka zwanej Pentiles, gdzie – jak się zdaje – nic się nie zmieniło od kilkuset lat. Do źródła przybyła też w XVII wieku sama królowa Henrietta Maria, matka Karola I. Od początku miejsce to skazane było na prosperitę i popularność wśród bogatej klasy średniej.

Hrabstwo Kent, zwane Ogrodem Anglii, w południowo-wschodniej Anglii uważane jest za najzamożniejsze w kraju. Trudno się oprzeć temu wrażeniu mijając rezydencje rozrzucone po pełnej wzgórz okolicy.
Tunbridge Wells nie jest dużym miastem, za to bardzo rozległym. W kilku eleganckich hotelach w każdy weekend zatrzymują się goście z Londynu spragnieni zieleni i ciszy. Urok okolicy można podziwiać z zabytkowej kolejki odjeżdżającej z parkingu – starej stacji kolejowej przy sklepie Sainsbury’s. Stara, parowa ciuchcia przewiezie nas w stronę High Rocks – skałek, po których wciąż można się wspinać i podziwiać krajobraz z góry. Ich powstanie datuje się na 135 milionów lat temu. Jeśli odejdzie nam ochota na włóczęgę, możemy się posilić w okolicznym zabytkowym pubie. By dotrzeć do stacji ciuchci, trzeba przejść przez wspomniane już Pentiles, dawne centrum miasteczka, zachowane w niezmiennym stylu i klimacie od setek lat. W letnie popołudnia gra tam orkiestra, a liczne restauracje i coffee shopy pełne są mieszkańców miasteczka i gości.
Nie można ominąć tego miejsca – jego urok wprost poraża. Po szklaneczce wody ze źródeł możemy wejść też do kilku okolicznych galerii, jest ich tam wiele, jak na tak małe miasto. Zimą w czasie jarmarków warto wpaść na grzane wino, a jeszcze lepiej na ciepły cider.

 

Oaza dziwności

Idąc w drugą stronę od stacji kolejowej w centrum miasta trafimy do jednego z kilku parków. Pierwszy nieco mniejszy w centrum miasta, na tyłach ruchliwej głównej ulicy, rozłożony jest w urokliwej dolinie, drugi – Dunorlan Park – to doskonałe miejsce na piknik i pływanie łódką bądź kajakiem po małym jeziorze (łódki i kajaki w cenie 4-5 funtów za pół godziny). W tym parku bywa naprawdę tłoczno, jego urok przyciąga całe rodziny i liczne grupy przyjaciół. Unikatowe rośliny i drzewa wzbudzają podziw piknikujących.

Nie powinien nas zdziwić też widok licznych starodawnych samochodów. Mieszkańcy Kentu i Surrey są wielbicielami automobili i trzymają je w swoich garażach, by w słoneczne dni jeździć po okolicy.
W centrum miasta znajduje się też Trinity Theatre – dawniej pierwszy kościół parafialny w miasteczku. Stylem przypomina XIX-wieczne pałace. Od początku lat osiemdziesiątych dawny kościół działa jako ośrodek kulturalny – głównie teatr.

Jeśli w końcu zmęczymy się zwiedzaniem, możemy przy okazji zrobić zakupy w eleganckim centrum handlowym Victoria lub wypić piwo w budynku dawnej opery, obecnie zabytkowym pubie, w którym zachowano pierwotny wystrój – z miejscem dla widowni na balkonie i kurtyną nad sceną.